Mam wrażenie, że ostatnimi czasy obchodzenie świąt takich jak Walentynki stało się mocno kontrowersyjne. Wszak to kicz! Toniemy w komercyjnym zalewie różowych serduszek, pluszowych przytulanek, tandetnych drobiażdżków i wszechobecnych walentynkowych promocji na perfumy/rajstopy/kolacje dla dwojga, a wielkie koncerny tylko zarabiają na naszej naiwności. A w ogóle uczucia można sobie wyznawać codziennie! (a kto Wam broni?)
Jak dla mnie, każda okazja żeby zrobić dla siebie coś specjalnego jest dobra z definicji. Nawet jeśli jedyną osobą, której sprawimy walentynkę jesteśmy my sami. Jeśli ktoś nie ma takiej potrzeby – w porządku. Jeśli ktoś chce z tej okazji zrobić coś ekstra – też w porządku. A sam walentynkowy kicz jest dla mnie elementem krajobrazu. Drodzy narzekacze, trochę więcej dystansu.
A żeby rozweselić nieco tych wciąż ponurych, popatrzcie na walentynkowe kartki z lat 20. Słodkie. I mocno upiorne.