Męskie ciało otacza zupełnie inny rodzaj tabu niż ciało kobiece. Męska nagość nie kojarzy nam się z seksem, nie jest wulgarna, męskie sutki nie są cenzurowane (choć nie jest to wcale taki stary wymysł, jeszcze na początku XX w. pokazywanie gołej męskiej klaty na plaży było uznawane za nieprzyzwoite). Idea „female gaze„, odpowiedzi na wszechobecne we współczesnych mediach „male gaze” jest nadal relatywnie nowym pomysłem. Domyślnym kontekstem dla męskiej nagości w mediach zwykle nie jest seks, sensualność, ale humor.
Pierwsze w Polsce show poświęcone (niemal) w całości boylesce, raczkującej w naszym kraju odmianie burleski uprawianej przez osoby płci męskiej jednocześnie tę teorię potwierdza i jej zaprzecza.
Na samym wstępie imponuje przekrój przez performerów występujących w show – były osoby występujące jako drag queens (Kim Lee, Werewolf Boi), byli debiutanci (Mr. Tutti Hide, Gladky Adaś), byli wyjadacze (Master Bee), troszkę starsi, troszkę młodsi, z włosami, bez włosów, z brzuszkami i z pupami. No i kobieta z brodą.
Po drugie, podejście do tematu. Boyleska czerpie z burleski wykonywanej przez kobiety i w jej ramach również można wyróżnić pewne „nurty”. Część performerów opiera swoje show na robieniu dokładnie tego samego lub czegoś bardzo podobnego do tego co robią kobiety-performerki i ogólnie opiera swoje występy na „kobiecych” elementach (np. Paris Original z Mod Carousel). Biegunowo część skupia się na przerysowywaniu męskości (tak jak burleska w wykonaniu kobiet jest pewnym przesadzaniem w wyrażaniu kobiecości) w karykaturalny sposób (Evil Hate Monkey). Istnieje też trzeci nurt, czyli szukanie własnego sposobu ekspresji i to tego było w tym spektaklu najwięcej, co mnie niezwykle cieszy.
Naprawdę poruszyła mnie i zachwyciła mnogość poruszanych stereotypów związanych z szeroko pojętą definicją męskości. Mieliśmy więc numery osnute wokół płci i przechodzenia z jednej płci w inną. Były numery o uczuciach, o fetyszach, o orientacji seksualnej, orientacji politycznej, o metroseksualności, o ideale męskiego ciała. Każdy numer był o czymś.
Panowie zawiesili poprzeczkę niezwykle wysoko, ale też musieli to zrobić, żeby show miało sens. Kobieca nagość w kontekście estetycznym zawsze się obroni – dlatego tak dużym nurtem burleski na świecie jest jej amerykańska odmiana, którą da się określić jako wspomniane przeze mnie wcześniej „taki mam ładny kostium i tak ładnie go z siebie zdejmuję”. Jeśli performerka jest miła dla oka, jej występ jakoś się zazębi, nawet jeśli nie dzieje się w nim nic odkrywczego. Z mężczyzną na scenie jest inaczej – trzeba albo zaprezentować coś ciekawego lub iść w show zupełnie rozbuchane seksualnie (np. chippendales), rzadko jednak spotyka się występy nastawione na przekaz liryczno-erotyczny. W tym spektaklu i to się udało (i to debiutantowi Mr. Tutti Hide), dlatego panowie – wielki, wielki szacun!
Na koniec trzeba odpowiedzieć na pytanie – dla kogo jest to show? Moim zdaniem dla wszystkich osób, które mają otwarty umysł i są zainteresowane dyskusją na temat stereotypów związanych z płcią. Dla wielbicieli i wielbicielek męskiego ciała we wszystkich kształtach. Dla ludzi którzy lubią inteligentne, seksowne show z „mesydżem”. Powtórka 4 i 5 grudnia. Jeśli nie widzieliście, idźcie. Jeśli widzieliście, idźcie jeszcze raz. Ja będę.
Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Teatru Druga Strefa.