Burleska jest wykonywana dla mężczyzn, a boyleska dla gejów.
Kto choć raz był na spektaklu burleskowym ten wie, że znakomitą większość naszej publiczności stanowią kobiety.
Nie da się ukryć pewnego pokrewieństwa burleski z drag show – jedno i drugie polega na przejaskrawianiu płciowości. Zwłaszcza neoburleska, która czerpie z wielu alternatywnych form sztuki, jest niezwykle pojemna i życzliwa wszelkiego rodzaju postaciom nienormatywnym, freakom, kuglarzom, kontorcjonistom, cyrkowcom, performerom, słowem – burleska stała się sztuką artystycznego wyrazu. Ten wyraz może być atrakcyjny dla każdego, bez względu na płeć, rasę, orientację seksualną czy przynależność partyjną.
Abstrahując od tego, można być dowolnej płci i doceniać estetykę dowolnej płci. Nie będziemy przez to mniej wiarygodni w swojej orientacji seksualnej, jaka by ona nie była. Osobiście myślę, że występuję dla osób wszystkich płci – staram się w moich występach przemycać estetykę i fabułę która jest ciekawa i atrakcyjna dla wszystkich.
Trzeba być bardzo atrakcyjnym żeby robić burleskę.
Nie trzeba. Pewnie, atrakcyjny wygląd pomaga, jak w wielu innych dziedzinach życia, ale atrakcyjność i prezencja sceniczna to dwie zupełnie różne sprawy. Można nie wpisywać się w klasyczny kanon piękna (którego istnieniu sprzeciwiam się zasadniczo) i być zwierzęciem scenicznym. Można też być pięknym jak obrazek i stać na scenie jak kołek, nie mogąc z siebie wykrzesać żadnej emocji poza przyklejonym, sztucznym uśmiechem.
Burleska to taniec erotyczny.
Tak i nie, z przewagą na nie. Taniec erotyczny jest niewielkim wycinkiem tego, co możemy nazwać burleską. Burleska może być tańcem i może być erotyczna, ale wcale nie musi. owszem, jest w niej położony akcent na ciało i na zmysłowość, ale są to moim zdaniem dużo szersze i szlachetniejsze pojęcia. Oczywiście, seks się sprzedaje, więc niektóre osoby skupiają się na tym aspekcie z powodów czysto marketingowych. A niektórzy po prostu nigdy nie wyrastają ze stanu „tylko seks w głowie”.
Neoburleska to pióra i cekiny
Każda burleska wykonywana współcześnie jest neoburleską. Można wykonywać burleskę w stylu amerykańskim, nastawioną na aspekt show, kostiumu, ruchu scenicznego – czołowym przykładem jest tu show Dity Von Teese. Jej numery mają temat, stylistykę, ale nie ma w nich fabuły – ponad „taki mam ładny kostium i tak ładnie się z niego rozbieram”. Można też wykonywać burleskę w stylu europejskim, która ma dużo większe zabarwienie kabaretowe, satyryczne. Można łączyć te style, mieszać gatunki, dodawać elementy innych form, posypać brokatem i polać szampanem. To nadal będzie neoburleska.
Burleska jest antyfeministyczna.
Jestem feministką. Wykonuję burleskę, bo mnie to kręci, daje siłę i pewność siebie. Robię to z własnej woli, posiadam pełną kontrolę nad tym jak wyglądam i co robię na scenie. Moje ciało – nieprzystające do wyżej wspomnianego „kanonu piękna” – jest moim instrumentem. Moim przesłaniem jest akceptacja siebie, odkrywanie swojej siły, swoich pasji, swoich demonów. Takie też sygnały dostaję od publiczności; ludzie podchodzą i mówią, że to super zobaczyć prawdziwe, pewne siebie kobiety, z pozytywnym nastawieniem do swoich kształtów. To daje im sygnał – ona lubi siebie, ja też mogę. Jeśli to nie jest wspierające kobiety, to sama nie wiem.
Szczerze wątpię, żeby burleską ktokolwiek zajmował się nie z własnej woli, więc jeśli ktoś próbuje wam wmówić, że burleska jest uwłaczająca performerom czy uprzedmiotawiająca, to znaczy, że sam uprzedmiotawia osoby które ogląda.