

Pierwsze w Polsce show poświęcone (niemal) w całości boylesce, raczkującej w naszym kraju odmianie burleski uprawianej przez osoby płci męskiej jednocześnie tę teorię potwierdza i jej zaprzecza.
Na samym wstępie imponuje przekrój przez performerów występujących w show – były osoby występujące jako drag queens (Kim Lee, Werewolf Boi), byli debiutanci (Mr. Tutti Hide, Gladky Adaś), byli wyjadacze (Master Bee), troszkę starsi, troszkę młodsi, z włosami, bez włosów, z brzuszkami i z pupami. No i kobieta z brodą.

Po drugie, podejście do tematu. Boyleska czerpie z burleski wykonywanej przez kobiety i w jej ramach również można wyróżnić pewne „nurty”. Część performerów opiera swoje show na robieniu dokładnie tego samego lub czegoś bardzo podobnego do tego co robią kobiety-performerki i ogólnie opiera swoje występy na „kobiecych” elementach (np. Paris Original z Mod Carousel). Biegunowo część skupia się na przerysowywaniu męskości (tak jak burleska w wykonaniu kobiet jest pewnym przesadzaniem w wyrażaniu kobiecości) w karykaturalny sposób (Evil Hate Monkey). Istnieje też trzeci nurt, czyli szukanie własnego sposobu ekspresji i to tego było w tym spektaklu najwięcej, co mnie niezwykle cieszy.

Naprawdę poruszyła mnie i zachwyciła mnogość poruszanych stereotypów związanych z szeroko pojętą definicją męskości. Mieliśmy więc numery osnute wokół płci i przechodzenia z jednej płci w inną. Były numery o uczuciach, o fetyszach, o orientacji seksualnej, orientacji politycznej, o metroseksualności, o ideale męskiego ciała. Każdy numer był o czymś.
Panowie zawiesili poprzeczkę niezwykle wysoko, ale też musieli to zrobić, żeby show miało sens. Kobieca nagość w kontekście estetycznym zawsze się obroni – dlatego tak dużym nurtem burleski na świecie jest jej amerykańska odmiana, którą da się określić jako wspomniane przeze mnie wcześniej „taki mam ładny kostium i tak ładnie go z siebie zdejmuję”. Jeśli performerka jest miła dla oka, jej występ jakoś się zazębi, nawet jeśli nie dzieje się w nim nic odkrywczego. Z mężczyzną na scenie jest inaczej – trzeba albo zaprezentować coś ciekawego lub iść w show zupełnie rozbuchane seksualnie (np. chippendales), rzadko jednak spotyka się występy nastawione na przekaz liryczno-erotyczny. W tym spektaklu i to się udało (i to debiutantowi Mr. Tutti Hide), dlatego panowie – wielki, wielki szacun!

Na koniec trzeba odpowiedzieć na pytanie – dla kogo jest to show? Moim zdaniem dla wszystkich osób, które mają otwarty umysł i są zainteresowane dyskusją na temat stereotypów związanych z płcią. Dla wielbicieli i wielbicielek męskiego ciała we wszystkich kształtach. Dla ludzi którzy lubią inteligentne, seksowne show z „mesydżem”. Powtórka 4 i 5 grudnia. Jeśli nie widzieliście, idźcie. Jeśli widzieliście, idźcie jeszcze raz. Ja będę.

Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Teatru Druga Strefa.
