Niedawno Facebook zorientował się, że nie nazywam się naprawdę Lola Noir i zablokował moje konto. Od tego czasu biję się z myślami – ujawnić się, nie ujawnić, porzucić profil na którym mam mnóstwo zdjęć i wiadomości oraz pod który mam podpięte fanpejdże przyszłych projektów? Dodać informacje, tagi, fanpejdże, do swojego „prywatnego” konta na buniu?
Bo jest tak:
Burleska jest moją pasją. To nie jest jakieś hobby. Od dwóch lat odnajduję swoje miejsce właśnie w tym świecie, tu się czuję sobą, tu realizuję się kreatywnie i ogólnie najszczęśliwsza w życiu czuję się na scenie (duże słowa, ale prawdziwe). Ale rzeczywistość jest taka, że nie mogę (jeszcze!) się z burleski utrzymać. Bardzo bym chciała i będę do tego dążyć, ale póki co, na co dzień, jak wielu ludzi, pracuję w korpo. Korpo ma korpokulturę. Nie można mieć kolorowych włosów i chodzić w cekinach, etc. Oczekuje się ode mnie w pracy pewnego wizerunku i pewnego zachowania.
Żeby nie było – nie ukrywam się w pracy z tym czym się zajmuję. Ale też się z tym nie afiszuję. Niektórzy z moich znajomych z pracy przychodzą na występy i widzieli mnie na scenie. Powiedziałam bezpośredniemu szefowstwu, że mam bloga, że występuję na scenie, że jest częściowa nagość. Usłyszałam, że firma nie ma problemu z tym, czym zajmuję się po pracy. Warunkiem jest to, że te dwie osoby – ja w pracy i ja na scenie – się nie łączą. Jak wygóglasz moje imię i nazwisko to wyskoczy mój profil na LinkedIn, a nie fanpejdż Loli. Cywilna ja ma w znajomych ludzi z liceum, z kilku poprzednich miejsc pracy, trochę rodziny. Lola – artystów, perfomerów, ludzi poznanych na eventach retro. Mają różne zdjęcia. Śledzą inne fanpejdże. Nawet są aktywne o różnych porach.
Facebook chce żebym połączyła te dwie osoby w jedną. Mało tego, Mark Zuckerberg uważa, że posiadanie dwóch tożsamości świadczy o problemach z integralnością wizerunku. Dobrze tak powiedzieć gdy jest się bogatym mężczyzną który nie musi się pilnować.
Ktoś powie „nie ma czegoś takiego jak anonimowość w internecie”. Na pewno, jeśli ktoś się postara to znajdzie moje prawdziwe dane. Tylko, że jak przedstawiam się komuś ze światka retro, to mówię „Jestem Lola”. Mój pseudonim jest moją marką. W tym świecie chcę być znana i kojarzona jako Lola. To tak jak oczekiwać od Lady Gagi, że będzie się przedstawiała jako Stefani Germanotta (Lady Gaga).
Inny ktoś powie „znajdź pracę, której nie obchodzi, że zajmujesz się burleską”. Pewnie, byłoby fajnie. Byłoby też fajnie gdyby była dobrze płatna (mieszkanie w stolicy nie jest tanie, o kostiumach burleskowych nie wspominając) i nie zajmowała dużo czasu. A najlepiej, żeby była burleską. Patrz: drugi akapit.
Parę dni przed zablokowaniem konta napisał do mnie-Loli jeden facet, który co jakiś czas pytał o daty występów, takie sprawy. Spytał jak mam naprawdę na imię. Nie odpisałam. To nie ma znaczenia jak się nazywam. Oprócz tego dochodzi też aspekt bezpieczeństwa. Nie zakładam, że osobnik pytający o moje prawdziwe imię chciał je wykorzystać do niecnych celów. Ale mógłby. Nieujawnianie tych danych, niepodawanie ich na tacy minimalnie zwiększa moje bezpieczeństwo. Bo mając moje dane można, znowu, namierzyć moje miejsce pracy, znajomych, pewnie nawet miejsce zamieszkania. Z dokładnością do dzielnicy. Nie chcę musieć tych danych ukrywać przed wszystkimi. Ale nie chcę ich też wszystkim udostępniać.
Dla Ciebie, dla ludzi, którzy lubią fanpejdż Loli, mieli ją w znajomych, jestem Lola Noir. Professoressa burleski. Performerka, szansonistka, producentka, blogerka, modelka. Wiedza o tym jak mam na imię i nazwisko w dowodzie osobistym tego nie zmienia.