Burlypicks Warsaw!

Burlypicks Warsaw

Burlypicks to międzynarodowy konkurs burleski organizowany przez Burlesque Bitch i Kat De Lac, performerkę która miała okazję gościć w Warszawie w zeszłym roku podczas Burleskowej Sceny Otwartej – The Movies Night. Jest to konkurs przeznaczony zarówno dla performerów burleski jak i przedstawicieli tzw. variety – drag show, żonglerki, sztuki cyrkowej etc.

Miałam niezwykłą przyjemność dzielić scenę z Red Juliette, Coco De Chocolat, Juicy Jane, Rose de Noir, Dragon Ines, Mr Tutti Hide, Celeste De Moriae i Papiną McQueen. W składzie jury zasiadały Kat De Lac, Kim Lee i Parolina.

Burlypicks Warsaw

Konkurs składał się z trzech części – każdy performer wykonywał swój „główny” numer, osoby biorące udział w konkursie wokalnym dodatkowo wykonywały piosenkę, potem większość performerów spróbowała swoich sił w improwizacji, a na koniec niektórzy zmierzyli się z frędzlami z przodu i tyłu, czyli tassels i assels.

Wystąpiłam na scenie w sumie cztery razy – z głównym numerem „Master & Servant”, piosenką „Nie mów mamie”, w improwizacji i kategorii „tassels”. Improwizacja, która była pierwsza, była dla mnie najtrudniejszym zadaniem. Trzeba było wylosować zadanie (w moim przypadku był to „głód”) i pokazać je w trakcie dwóch minut improwizacji do muzyki, której wcześniej się nie znało. Wykorzystywane piosenki były jednak popularne i nie było niespodzianek – ale zdarzyło się np. zadanie pokazania bycia śpiącym do „Sexy Back” Justina Timberlake’a 🙂

Burlypicks Warsaw

Pierwsze (zasłużone!) miejsce w głównym konkursie zdobyła Coco De Chocolat, która na jesieni pojedzie dumnie nas reprezentować podczas finału w Los Angeles! Drugie i trzecie miejsce przypadło Red Juliette i Juicy Jane. Poza główną nagrodą rozdane zostały następujące tytuły:

Master of Singing – ja :)))

Burlypicks Warsaw

Master of Comedy – Juicy Jane

Master of Improvisation – Coco De Chocolat

Master of Tassels – Coco De Chocolat

Master of Assels – Celeste de Moriae

Burlypicks Warsaw

To pierwszy tego typu konkurs organizowany w Polsce i udział w tworzeniu naszej burleskowej historii był prawdziwą przyjemnością :)))

Wszystkie zdjęcia powyżej: Fottoo.pl. Poniżej zaś kilka selfiaków z Instagrama, na którym możecie śledzić moje burleskowe życie o tu.

Burlypicks Warsaw
Burlypicks Warsaw Burlypicks Warsaw Burlypicks Warsaw Burlypicks Warsaw Burlypicks Warsaw Burlypicks Warsaw

Burlypicks Warsaw

Czy burleska musi być śmieszna, czyli parę słów o „Burleskowym Święcie Wiosny”

Burleskowe Święto WiosnyBurleskowe interpretacje filmów, sztuk i baletów nie są niczym nowym. Sięgając do korzeni burleski można się wręcz dopatrzyć jej źródeł w satyrach przedrzeźniajacych sztukę wysoką. Samo słowo „burleska” pochodzi od włoskiego „burla” oznaczającego figiel, żart, kpinę. Początków burleski można się doszukać w XVIII-wiecznych groteskowych parodiach sztuki wysokiej – opery, baletu, przeznaczonych dla plebsu.

Współczesne burleskowe interpretacje znanych widowni tematów również nie są niespotykane. W Stanach Zjednoczonych są grupy zajmujące się produkcją tego typu spektakli – nowojorska trupa The Hotsy Totsy Burlesque specjalizuje się w widowiskach nawiązujących do słynnych filmów i seriali – zrobili już spektakle na motywach seriali takich jak „Doctor Who”, „Mad Men”, „Game of Thrones” czy „Buffy the Vampire Slayer”, były też show poświęcone „Harry’emu Potterowi”, „Groundhog Day”, „Star Wars”, „Hitchhiker’s Guide to the Galaxy”, „The Big Lebowski” (sic!), „Showgirls”, „Charlie’s Angels” i „Planet of the Apes”.  Z kolei duet Lily Verlaine i Jasper McCann wyprodukowali burleskową wersję „Alicji w Krainie Czarów” – „Through The Looking Glass” i „Dziadka do orzechów” – „Land of the Sweets”.

Burleskowe Święto Wiosny

Pomimo tego zadanie, którego podjęła się Betty Q było niezwykle ambitne i trudne. Po pierwsze, w Polsce tego jeszcze nie było. Po drugie, postawiła ona na burleskową interpretację „Święta Wiosny” Igora Strawińskiego. Sam balet dość kontrowersyjny (poniżej zamieszczam link do urywku z ciekawego skądinąd filmu „Coco Chanel et Igor Stravinsky” obrazującego jak wyglądała premiera tego baletu).

To, co mnie na samym wstępie zaskoczyło, to brak wspomnianego wcześniej elementu satyry. To była burleska bardzo poważna, aspirująca do miana sztuki równie wysokiej co balet i teatr. Wystawiana w teatrze, z aktorką teatralną w roli konferansjerki. Oprawa wizualna i techniczna spektaklu była na bardzo wysokim poziomie – jest on współfinansowany przez miasto i widać, że pieniądze te zostały dobrze spożytkowane. Piękne kostiumu autorstwa mojej dobrej znajomej Ruta Art robią wrażenie. Na potrzeby show została napisana muzyka i przygotowane wizualizacje. To z pewnością duży sukces tego przedstawienia – podejrzewam, że jeszcze nie było w Polsce tak skrupulatnie przygotowanego spektaklu. Skłamałabym jednak gdybym napisała, że nie mam doń żadnych uwag i jestem tylko i wyłącznie zachwycona. No nie jestem.

Burleskowe Święto Wiosny

Można oczywiście wytknąć pojedyncze problemy – widoczne zestresowanie performerki, zbyt cicha muzyka, problem z rekwizytem, problem z kostiumem. Każdy performer jednak wie, że te rzeczy się po prostu zdarzają, czasem częściej, czasem rzadziej. Może gdybym była bardziej zaangażowana w spektakl, nie byłyby dla mnie one tak widoczne. Ale spektakl nie angażował a wręcz utrudniał mnie-widzowi angażowanie się.

Burleskowe Święto Wiosny

Raz, że temat niełatwy. Impresje na temat kobiecości czasem były trafione bardziej (piękny, bardzo teatralny występ Betty Q otwierający show), czasem trochę mniej (numer z gejszą – jestem przeciwna wykorzystywaniu elementu cudzej kultury jako „przebrania”). Dwa, że tekst niełatwy. Nie wątpię w to, że Misty A włożyła w jego napisanie wiele wysiłku, ale zginął on gdy okazało się, że konferansjerka najwyraźniej nie miała okazji się z nim zapoznać i nie do końca ogarniała charakterystykę publiczności. Ponadto – nie wiem czy przychodząc na spektakl burleskowy chcę zastanawiać się nad tym, czy jakaś mała dziewczynka szyła w Chinach T-shirt który ma na sobie pan z widowni. Trzy, że owa profesjonalna realizacja też była niełatwa w odbiorze. Muzyka piękna – ale trudna i niestandardowa. Cieżko mi się jej słuchało w kontekście burleskowym – byłaby świetnym podkładem do pracy czy do posłuchania w ogóle, ale nawet dla mnie, osoby słuchającej na co dzień głównie jazzu, było zbyt chaotycznie. Charakter całego przedstawienia nie był lekki. Co ważniejsze, z założenia nie miał być lekki. Było wzniośle, poetycko, obrazkowo. Cały czas.

Mam z tego powodu trudności z nazwaniem tego spektaklem burleskowym. Moja definicja burleski zakłada ten element satyry, przymrużone oko, świadomość sztuczności całego show. Tutaj mi tego zabrakło. Bodaj jedynym momentem gdy zaśmiałam się z czegoś dziejącego na scenie był występ Coco de Chocolat, w którym z jej kostiumu meduzy wyleciały napompowane helem baloniki.

Nie twierdzę, że w burlesce nie ma miejsca na numery poetyckie, oparte wyłącznie na wrażeniu estetycznym. Ale zrobienie całego spektaklu tylko i wyłącznie z takich numerów było posunięciem bardzo ryzykownym i, moim zdaniem, nie do końca trafionym. Burleska jest przede wszystkim sztuką rozrywkową, która oczywiście przy okazji mówić widowni coś mądrego. Ale musi to mówić w sposób przystępny. Można mówić rzeczy ważne i nie robić tego tak poważnie.

Wszystkie zdjęcia: Fottoo.pl

Wiedźmy Warszawy – Betty Q i Lola Noir prezentują

wiedźmy warszawy

Mam ogromną przyjemność zaprosić Was na pierwszą imprezę w której występuję w nowej roli – producentki. Organizacja imprezy była moim tegorocznym marzeniem i cieszę się, że udało mi się je (jak na razie) zrealizować.

Dziady, Halloween, Andrzejki, Dni Zaduszne. Jesienne Mroki. Słońca będzie coraz mniej, dlatego proponujemy rozgrzewkę z gorącymi i mrocznymi performerkami;.

W programie:

– burleska na światowym poziomie – ze składu Betty Q & Crew wystąpią Betty Q, Juicy Jane, Coco de Chocolat i Kitty Van Purr, a także Red Juliette i ja, Lola Noir

– kolektyw didżejski LoCo, czyli Lola i Coco zasiądą za konsolami

– Juicy Jane i Dirty Lilly zmiksują jesienne drinki o smaku Waszych ulubionych performerek – Betty Q, Red Juliette i Lola Noir

– konkurs na najlepsze przebranie, a w nim klimatyczne prezenty od Cherry Bonbons Atelier, Greta Vintage Store, Brit Style, Wyczarovane Hand Made i Oh Lala!

Impreza odbędzie się 20 listopada (czwartek) w klubie Nova Maska (Krakowskie Przedmieście  4/6). Start: godz. 20:00, wejście od godz. 19:00. Bilety: 40 zł.

ZAPRASZAM!

Najpiękniejszy plakat na świecie © Zbigniew Flakus.

Pin Up & Burlesque Party vol. 4

Pin Up & Burlesque Party vol. 4

Za nami już czwarta edycja Pin Up & Burlesque Party, czyli łódzkiej imprezy która powoli staje się głównym wydarzeniem w kalendarzu wielbicieli stylu retro, brokatu, pereł i muzyki z dawnych lat.

Organizatorki – Vintage GirlLady in Black – postawiły na sprawdzoną w zeszłym roku formułę. Impreza znowu odbyła się w klimatycznym klubie Scenografia, konferansjerem był błyszczący dowcipem w cekinowej marynarce Łukasz Jaskóła, wspierał go Milczący Asystent marzący o tytule Miss Pin Up, a muzyką w przerwach zabawiał DJ Oldstyle. Lepsze jest wrogiem dobrego, a jeżeli coś się sprawdza, to w sumie po co zmieniać? Zarówno miejsce jak i prowadzący zdali egzamin. Muzyka była świetna, nóżka sama tupała, a drinki serwowane przez barmanów były pyszne i podawane w ogromnych szklankach i kieliszkach.

Głównym punktem programu Pin Up & Burlesque Party vol. 4 była zdecyowanie burleska i to od niej zaczęły się występy artystyczne. Nowy duet na polskiej scenie burleskowej, Grotesque Bel Air, dał bardzo porządny debiutancki występ. Widać, że dziewczyny przywiązują wiele uwagi kostiumom i choreografii, całość była naprawdę udana. Jedyne co można im zarzucić to nieco banalna stylistyka, ale de gustibus non disputantum est. Santa Evita zaprezentowała numer w stylu Marii Antoniny – jest to nisza burleskowa obecna na scenach światowych ale do tej pory nieistniejąca w Polsce. Wrażenie wizualne było niezwykłe, ogromne wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza przepiękna krynolina zrobiona przez Evitę własnoręcznie.

Pokazy gwiazd zaczęła moja „ziomalka” Dirty Lilly z którą debiutowałyśmy na tej samej imprezie 🙂 Mimo problemów technicznych wykazała się ogromną klasą i profesjonalizmem, a jej numery były pełne energii i tej wywrotowości, która charakteryzuje samą Lilly 😉 Rose de Noir zaprezentowała numer z ciekawym trikiem z dymiącym garnkiem i drugi w którym główną rolę grał błyszczący strój i wachlarze z piór. Prawdziwą bombą były występy Red Juliette, która jest naszym narodowym skarbem i prezentuje burleskę na naprawdę światowym poziomie. Zarówno gorrrrący „Czerwony jak cegła” jak i nowy owocowy numer kubański pokazywały Juliette jako wulkan energii i wdzięku, którym jest też prywatnie. Ta dziewczyna nie ma sobie równych jeśli chodzi o taneczną odmianę burleski!

Gwiazdą wieczoru była berlińska performerka Greta Qamar, która po raz pierwszy występowała w Polsce podczas Burleskowej Sceny Urodzinowej. Dała show zupełnie innego rodzaju – mistyczne, dające niesamowite wrażenia wizualne. Oba numery bazowały na prostych trikach, które odpowiednio podkręcone dawały niesamowity efekt – bo suknia rozwiewana za pomocą wiatraka niby nie jest niczym oryginalnym, ale suknia w połączeniu z kajdankami i niesamowitym nakryciem głowy, które kryło w sobie dwa wachlarze – piorunujące!

Zakończeniem części artystycznej był koncert zespołu Mike’a Gowina. Chłopaki grają świetnie i znamy się jeszcze z Polish Boogie Festival, więc nie pozostawało nic innego jak tańczyć pod sceną.

Osobny paragraf trzeba poświęcić na widownię. Mam wrażenie, że było jej mniej niż podczas poprzedniej edycji, ale cóż to była za widownia! Nie wiadomo było gdzie oczy podziać, wszyscy wyglądali tak pięknie. Dawno nie chodziłam tak od osoby do osoby by wyrazić zachwyt toczkiem, etolą czy gorsetem. Mnóstwo było twarzy znajomych z warszawskich imprez (co jest kolejnym dowodem na to, że na Pin Up & Burlesque Party po prostu Trzeba Być). Mnóstwo było też fotografów, co widać po liczbie zdjęć z wydarzenia. Ponownie pojawiła się też reprezentacja Retro Pasjonatów z pięknymi samochodami, przy których nawet udało mi się zrobić kilka zdjęć.

Właściwie wszystkie zastrzeżenia jakie miałam wobec poprzedniej edycji tym razem się nie pojawiły. Prezentacja uczestniczek konkursu Miss Pin Up była śmieszna i stanowiła dobry przerywnik między kolejnymi częściami, a Zosia z Retro Chic Chick słusznie zdobyła pierwszą nagrodą – nikt z taką gracją nie chodzi o kulach. Stoiska z ciuchami i akcesoriami cieszyły się chyba sporym zainteresowaniem (pozdrawiam Cherry Bonbons Atelier!), żałowałam, że nie kupiłam śpioszków w stylu rockabilly dla dziecka znajomych 🙂

Nie byłabym sobą gdybym nie miała kilku uwag, ale naprawdę nie psuły one ogólneo wrażenia, które było bardzo, bardzo dobre. Jak zwykle zabrakło mi więcej obecności organizatorek na scenie – dziewczyny, nie bójcie się stanąć na scenie, powiedzieć parę słów i zebrać zasłużone brawa! Trochę brakowało także jakiegoś rozpoczęcia imprezy z przytupem – Łukasz od razu przeszedł do zapowiadania numerów, a przydałoby się jakoś przypomnieć co to za event, po co tu jesteśmy, co się będzie działo czy choćby przedstawić się. Tym niemniej jestem pod wrażeniem wyostrzającego się dowcipu konferansjera 🙂

Dały się też zauważyć wpadki techniczne – wspomniany wcześniej problem z muzyką do numeru Dirty Lilly i poszukiwanie przedłużacza do wiatraka tuż przed występem Grety Qamar. Takie rzeczy powinny być sprawdzane podczas prób, ale wierzę, że nie przydarzą się już nigdy więcej. Malutkim zgrzytem było też dla mnie intensywne naganianie do brania udziału w konkursie Miss Pin Up – myślę, że chętne tak czy inaczej by się znalazły. Może trzeba było inaczej rozwiązać kwestię zgłoszeń do konkursu?

Pin Up & Burlesque Party vol. 4 było dla mnie imprezą bardzo udaną, ale mam nadzieję, że dziewczyny nie osiądą na laurach i na kolejną edycję przygotują coś nowego – kibicuję zwłaszcza zapraszaniu performerów z zagranicy!

Poniżej kilka linków do galerii ze zdjęciami z imprezy:

Wojciech Lewiński

Dominik Kolęda Photos

Retro Pasjonaci (ich autorstwa również zdjęcie zamieszczone na początku wpisu)

Plaster Łódzki

Dzień Dobry Łódź

Przeczytaj moje relacje z innych edycji Pin Up & Burlesque Party!

Pin Up & Burlesque Party Vol. 5

Pin Up & Burlesque Party Vol 3
Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Burleskowa Scena Urodzinowa – Betty Q’s B-day!

Burleskowa Scena UrodzinowaRelacja z tej imprezy wisiała mi na sumieniu od dość dawna, ale długo zastanawiałam się od której strony ją ugryźć. Trudno pisze się relację z eventu w którym aktywnie się uczestniczyło, dlatego ta notka nie będzie klasyczną relacją. Chciałabym jednak napisać parę słów o tym, dlaczego była dla mnie tak ważna. Czytaj dalej

Burlesque Night by Pin Up Candy – Princess Night

Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess Night

Post zaległy, z imprezy „Burlesque Night by Pin Up Candy – Princess Night”, która odbyła się pod koniec maja 🙂

Dziewczyny z Burlesque Candies porwały się na dość karkołomny projekt zrobienia show tematycznego poświęconego bajkowym księżniczkom. Tan konkretna tematyka wymaga dużej kreatywności i obycia scenicznego, którym nie wszystkie członkinie kolektywu dysponują. Jak z tego wybrnęły? Ano, różnie.

Zatrudnienie Pana Ząbka w roli konferansjera i przerywnika między kolejnymi numerami na początku mnie zaskoczyło. Jest on iluzjonistą-komikiem o specyficznym stylu, trochę nie pasującym do disneyowskiej konwencji. Przymykając oko na ten szczegół muszę przyznać, że wywiązał się ze swojej roli wspaniale. Jego show było śmieszne, ciekawe (nadal nie wiem jak wykonuje niektóre triki, mimo iż widziałam je drugi raz i z bliska!), a w chwilach nieprzewidzianych wypadków reagował szybko i w pięknym stylu ratował sytuację.

Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess Night
Z grą na pile ponownie wystąpiła Anna Bojara w uroczym stroju wróżki. Zapewne nie zostanę koneserką tego typu muzyki, jednak Anna prezentowała się na scenie naprawdę uroczo, a grane przez nią utwory nawiązywały do tematu show (za „Kolorowy wiatr” z Pocahontas wielki szacunek! 🙂 )

Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess NightNumer Calypso był dla mnie kompletnie niezrozumiały. Podobno była wróżką, Dzwoneczkiem z „Piotrusia Pana”. Podobno – jak dla mnie nic na to nie wskazywało poza muzyką, na którą w sumie nie tak często zwraca się uwagę (to, że ja zwracam wiąże się raczej z wykształceniem muzycznym). Ale. W numerze pojawiały się jakieś dziwne obrazy na sztalugach, które nie wiem jaki miały związek z „tematem” numeru, a które Calypso potem przewracała, też nie wiem czemu. Zatrudnienie ponownie do numeru dwóch znajomych (jeden z nich był wciągany na scenę podczas poprzedniego występu w Klubie 55) znowu raziło sztucznością, wyreżyserowaniem. Nie wiem, Calypso być może wydaje się, że burleska powinna wyglądać jak teledysk Christiny Aguilery, w którym ona jest pożeraczką męskich serc, taką której wystarczy zarzucić biodrem żeby panowie padali jej do stóp (notabene, film „Burleska” z udziałem Christiny Aguilery NIE JEST filmem o burlesce. Ale o tym kiedy indziej).

Aby odróżnić ją od występów o charakterze dużo bardziej bezpośrednio podniecającym, moim zdaniem rzecz jasna, w burlesce element uwodzenia publiczności powinien być w domyśle, nie dosłownie. Element striptizu, idąc za tym tropem, w sumie też. Nagość w burlesce (znowu, moim zdaniem) powinna być zawsze środkiem, nigdy celem samym w sobie. Wejść na scenę i się rozebrać nie jest trudno – ale użyć tego środka żeby opowiedzieć jakąś historię, to już wymaga refleksji. Nie znalazłam jej w numerze debiutującej Isabelle D’Heart, która wcieliła się – bardzo umownie – w rolę Śpiącej Królewny. Nawiązaniem do bajki było „drzemanie” na krześle przez dwie sekundy, po których nastąpił klasyczny striptiz. I tyle, cały numer. Byłam naprawdę rozczarowana i powtórzę to, co napisałam w poprzedniej relacji z poprzedniego występu Candies – nie wystarczy włożyć pierwszego lepszego gorsetu, czy w tym przypadku, pierwszego lepszego różowego wdzianka z sex-shopu (nie ujmując nic kostiumowi – był ładny, ale wyglądał na kupiony w całości w takim sklepie), machnąć bioderkiem, pokazać pierś i nazwać to burleską. To jest striptiz. Fancy striptiz, ale striptiz, nie burleska. Występ, który polega na tym, że wychodzi się na scenę z podejściem „taka jestem świetna, patrzcie na mnie i podziwiajcie” to dla mnie występ słaby. To artysta jest dla publiczności, nie odwrotnie. Właściwym podejściem powinno być „jaka z was świetna publiczność, zobaczcie co dla was robię!”. Zabrakło mi tego boleśnie w występach Calypso, Isabelle i Bunny De Lish.

Bunny należy przyznać plus w porównaniu do Calypso i Isabelle za to, że jej postać była rozpoznawalna – rzeczywiście była Kopciuszkiem. Przedstawienie postaci było tu wyraźne. Niestety nie pomagał jej rozmazany makijaż i mina jakby miała się za chwilę rozpłakać. Miałam wrażenie, że nie miała tego występu dobrze przećwiczonego, chwiała się na szpilkach i sprawiała wrażenie zagubionej i zestresowanej, przez co numer wyszedł dość niezgrabnie. Potknięcia na scenie to coś, na co każda performerka musi być przygotowana. Klasę pokazuje się nie dając odczuć publiczności, że coś jest nie tak, aż do momentu, gdy nie da się tego ukryć – a nawet wtedy trzeba to odpowiednio „ograć”. Show must go on.

Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess NightNiebędąca członkinią Burlesque Candies, ale za to występująca gościnnie Red Juliette jest wspaniała choreograficznie, podziwiam jej umiejętności taneczne. Numerowi z Kleopatrą i figlarnym wężem najbliżej było do klasycznej burleski. Juliette w swoich występach kładzie wyraźny akcent na stronę choreograficzną, striptiz jest gdzieś w tyle. Bez niego w zasadzie też by się obroniła.

Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess NightCastia wcieliła się w rolę syrenki Ariel i przy swoim numerze wykazała się właśnie ogromnym opanowaniem. Przy pierwszym wejściu osoba puszczająca muzykę zawaliła i nagle muzyka zamilkła. Castia wybrnęła z tego absolutnie świetnie, grając do publiczności i dopiero po chwili, gdy okazało się, że rozwiązanie problemu zajmie chwilę, zeszła ze sceny. Swoją drogą, taka pomyłka była naprawdę skandaliczna, zwłaszcza, że nie było to jedyne potknięcie osoby odpowiedzialnej za dźwięk. Sam numer był ciekawy, miał fabułkę i piękny kostium. Zabrakło mi nieco choreografii, ale i tak był to jeden z lepszych numerów.

Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess Night„Śnieżka” Pin Up Candy to moim zdaniem jej najlepszy numer (a widziałam chyba wszystkie). Jest tu fabułka, jest tu poczucie humoru, jest przemiana (i to jaka!). W pewnym momencie był pewien przesyt kolejnymi rekwizytami, ale i tak jestem naprawdę pod wrażeniem. Z rozmów z innymi osobami z widowni wiem, że dla niektórych numer był nieco za mocny – mnie fetyszowe klimaty nie przeszkadzają, ale rzeczywiście nie jest to estetyka dla każdego. Być może gdyby druga część numeru nie była aż tak serio, ten rozdźwięk w estetyce nie byłby aż tak rażący. Tym niemniej, dla mnie – super!
Burlesque Night by Pin Up Candy - Princess NightBurlesque Night by Pin Up Candy - Princess NightBurlesque Night by Pin Up Candy - Princess NightDrugą część show zapełnił drugi występ Anny Bojary oraz wcześniej już pokazywane numery Red Juliette („Poker”), Castii („Seven Nation Army”) i Pin Up Candy („Stop Googling Me”), nie mające nic wspólnego z tematem show. Moim zdaniem były niepotrzebne – zaburzały zamkniętą, ścisłą tematykę, nie wspominając o tym, że po dwóch godzinach spektakl naprawdę zaczął się dłużyć, a publiczność irytować. Dało się słyszeć z widowni głośne komentarze niezadowolenia.

Herezja, miejsce w którym odbywał się spektakl „Burlesque Night by Pin Up Candy – Princess Night”, to restauracja tajska i indyjska, galeria oraz klub. Zastanawiałam się jak w takim miejscu odnajdzie się burleska – odnalazła się całkiem nieźle i muszę przyznać, że scena w części klubowej jest naprawdę ładna i dobrze oświetlona. Jedyne, co mi przeszkadzało to dwa duże słupy, które ograniczały widoczność z boków sceny.

Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Carrie 🙂

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Imprez o tematyce pin up coraz więcej! Tym razem pojechałam do Łodzi!

Muszę przyznać, że po całkiem udanej imprezie w Poznaniu druga edycja łódzkiego Pin Up & Burlesque Party zostawiła we mnie spory niedosyt. Nie ma to związku nawet z „zawartością” imprezy – wszystkie pokazy były dobre, koncert wręcz zdecydowanie lepszy niż w Poznaniu.

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Z burleską wystąpiła Betty Q z dwoma numerami, bardzo od siebie różnymi i dzięki temu pokazującymi różne oblicze tego, co burleska obejmuje. Oba numery zresztą należą do moich ulubionych – buduarowe i uwodzicielskie „Nasty Naughty” oraz wspaniałe, dramatyczne „Bang Bang” (czerwone płatki były świetnym substytutem brokatu, a na pewno dużo lepiej widocznym z odległości!).

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Bardzo dobrze zaprezentowała się Red Juliette z premierowym numerem „Diamonds Are Forever” i znanym już z Chłodnej „Pokerem”. Jej występy charakteryzują się żywiołowością i energią, jest w nich dużo tańca, nieco mniej klasycznej burleski. Ogląda się ją jednak wspaniale i mam nadzieję widywać ją częściej.

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Trzecią występującą była nieznana mi wcześniej Lola Deville, która wystąpiła z fireshow z elementami burleski. Był to niesamowicie widowiskowy, długi pokaz. Może nawet trochę zbyt widowiskowy – mam wrażenie, że zostało w nim pokazane wszystko i nie wyobrażam sobie, jak można by go przebić (nie podpalając się dosłownie na scenie). Było plucie ogniem, połykanie ognia, przesuwanie po ciele płonącymi kijkami, poi, hula hoop, płonące krzesło i fajerwerki. No i element burleski. Tym niemniej w niektórych momentach z trudem powstrzymywałam się od okrzyków zachwytu (wykorzystanie „mObscene” Marylina Mansona z hula hoop było genialne, poczułam się jak w demonicznym cyrku z teledysku do tej piosenki).

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Najsłabszym elementem programu był pokaz sukienek marki Pretty Girl z udziałem uczestniczek projektu „Metamorfozy” – głównie ze względu na to, że nie został on należycie zapowiedziany. Sam pokaz był też niezwykle krótki, przez co nie było możliwości przyjrzeć się lepiej prezentowanym kreacjom.

Pin Up & Burlesque Party Vol. 2

Ostatnim punktem programu był koncert zespołu Monkey And The Baboons. Przyznam, że nie słucham takiej muzyki na co dzień, ale słuchało mi się ich bardzo przyjemnie, nóżka sama podrygiwała do tańca. Widziałam też, że część publiki nie poprzestała na podrygiwaniu tylko nóżką.

Dlaczego więc ostatecznie jednak niedosyt? Niestety, to co zawiniło, to organizacja imprezy.

Największym błędem popełnionym przez organizatorki był wybór Dekompresji jako nowego miejsca imprezy. Przeliczyły się co do ilości uczestników (żeby wypełnić to miejsce musiałoby ich być chyba ze dwa razy więcej niż było), miejsce było też zwyczajnie niepasujące klimatem – dostosowane do rockowych koncertów, a nie pokazów tanecznych i stylu retro. Typowo koncertowe oświetlenie i mało atrakcyjny bar, w którym piwo podawano w plastikowych kubkach burzyły mi nastrój wieczoru.

Istotą fascynacji stylem retro jest dla mnie tęsknota za tym klimatem, za klubami, za potańcówkami z dawnych lat. Jeśli idę na imprezę retro to chcę się czuć w stylu retro, a nie jak na imprezie z przebierankami, gdzie ekipa klubu dziwnie się patrzy i kompletnie, że pozwolę sobie użyć sformułowania mojej ulubionej koleżanki, nie kąsa fabułki.

Podczas samej imprezy zabrakło (dramatycznie wręcz) dobrej konferansjerki. Nie wystarczy wkleić programu do opisu wydarzenia na facebooku i liczyć, że widz będzie wszystko sam wiedział i znał na pamięć (rozczarowaniem był fakt, że w opisie wydarzenia były podane dwie różne godziny rozpoczęcia. O 20 ludzie zaczęli wchodzić na salę na górze, na której w najlepsze trwała próba zespołu. Początkowo kompletnie nikt nie zwrócił na to uwagi i dopiero po kilkunastu minutach ochroniarze zaczęli nerwowo wszystkich wypraszać). Ja jako widz czułam się źle z tym, że na scenie pojawiał się co jakiś czas lekko wstawiony pan, który zdawał się nie wiedzieć po co na tę scenę wychodzi, kogo właściwie zapowiada i co się teraz będzie działo. Trochę nie wiem też, dlaczego na początku imprezy nie pokazały się same organizatorki – w końcu to one były sprawczyniami tego wieczoru. Brakowało sensownych zapowiedzi kolejnych numerów, odrobiny wprowadzenia w poszczególne punkty programu (zwłaszcza dla widowni niezaznajomionej z burleską i rodzajem pożądanych zachowań podczas występów), zapełnienia przestrzeni pomiędzy kolejnymi wydarzeniami na scenie. Dało się to odczuć zwłaszcza w dwóch momentach – podczas pokazu sukienek Pretty Girl i między częścią pokazową a koncertową. Pisałam wcześniej, że pokaz był dla mnie najsłabszą częścią programu. Uważam tak dlatego, że właściwie nic nie zostało o nim powiedziane. Wiedziałam cokolwiek o projekcie „Metamorfozy” tylko dlatego, że sama się do niego zgłosiłam. Gdyby nie to, nie wiedziałabym kim są dziewczyny na scenie (tyle tylko, że ewidentnie nie zawodowymi modelkami) i co wśród nich robią Nina Holy i Rockagirl. Szkoda, że nie powiedziano parę słów więcej o projekcie, jego przebiegu (pokaz był kulminacją projektu, którego częścią była też sesja zdjęciowa), jak również o partnerze imprezy – wszak to mainstreamowa firma, niepowiązana na co dzień ze stylistyką pin up.

Później zaś, po zakończeniu części pokazowej a przed koncertem zabrakło mi informacji o tym, że to koniec części pierwszej, że teraz będzie chwila przerwy technicznej, że będzie koncert – cokolwiek. Tymczasem światła zgasły na kilkanaście minut i zanim ktokolwiek pojawił się na scenie, większość ludzi z widowni zdążyła sobie zwyczajnie pójść.

Powtórzył się tu błąd, który bardzo mi przeszkadzał w Poznaniu – brak zagospodarowania sceny między numerami. Ciemność na scenie, cisza i mało atrakcyjni panowie techniczni świecący sobie komórkami wyglądają po prostu niefajnie. Burzy to cały nastrój imprezy. Nie rozumiem dlaczego nie zwraca się uwagi na takie szczegóły, zwłaszcza, że przerwy te były często dość długie. Nie chodzi o to żeby były krótsze (zawiązanie gorsetu do następnego numeru trwa, a napięcie w sumie powinno się budować), ale przecież można to jakoś zagospodarować. Na Chłodnej podczas spektakli się daje (i to jak!), więc dlaczego nie tu?

Sporą wtopą był dla mnie też kompletny brak informacji na temat zdjęć, które można sobie było robić w trakcie imprezy (pal sześć brak reklamowanego wielkiego księżyca). Gdy w trakcie koncertu wyszłam z głównej sali, panowie z Pin Up Project zwijali już sprzęt i tylko fartem udało mi się ich namówić na zrobienie jeszcze kilku zdjęć.

Dużą atrakcją poprzedniej edycji była dla mnie część wystawiennicza – na małym piętrze można było zobaczyć, dotknąć i kupić odzież i bieliznę od Greta Vintage Store, toczki z Veil.pl, sukienki od Lady Carotty. Pamiętam, że było stoisko Snowblack Corsets, jakieś buty w stylu pin up. Był to dla mnie absolutny hit! Jako osoba o trudnej figurze prawie zawsze wolę przymierzyć coś zanim kupię, więc możliwość zobaczenia rzeczy na co dzień dostępnych tylko w internecie była dla mnie ogromną atrakcją (z tamtej imprezy wyszłam zresztą z nowym pasem i parą nylonowych pończoch). Tu zabrakło tego kompletnie i nie wiem, dlaczego dziewczyny z tego zrezygnowały.

Wiem, że organizatorki zdają sobie sprawę z niedociągnięć jakie wyszły przy tej imprezie i słuchają wszystkich komentarzy. Vintage Girl w swojej notce pisze, że nie miały wpływu na zachowanie ochrony czy plastik, w którym podawano piwo. Nie do końca się z tym zgadzam – to one wszak miały wpływ na wybór takiego a nie innego miejsca. Nie wiem jak wyglądała ich współpraca z panem próbującym pełnić rolę konferansjera, ale przecież musiał on mieć jakieś notatki na temat programu wydarzenia. W ostateczności, jeśli nie pełnił on swojej roli, zawsze można było wyjść i samemu powiedzieć parę słów do publiczności. Osobiście czekałam na to, na jakiekolwiek wyjaśnienie. Nie doczekałam się. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele rzeczy nie zależało od nich, ale jeśli coś się sypie  i to widać – a posypie się niemal zawsze – nie można udawać, że nic się nie stało. Może to mój wewnętrzny control freak, ale sama upewniłabym się sto razy, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, a nie liczyła na dobrą wolę wszystkich współpracujących.

Podsumowując, nie było źle. Nie było świetnie i poprzednia edycja imprezy była dużo lepsza. Jednak, tak jak pisałam na początku, samej treści, temu co działo się na scenie nie mam nic do zarzucenia (jestem jak najbardziej za ukazywaniem różnorodności sceny burleskowej i tego tu nie zabrakło) i nie uważam żeby wycieczka do Łodzi była czasem straconym.

Muszę przyznać, że brakuje mi porządnej burleskowej imprezy w mojej rodzinnej Warszawie. Takiej nie żenionej niepotrzebnie z rockabilly, za którym osobiście nie szaleję, za to bardziej kabaretowej, w stylu klubów z lat 30. Być może się doczekam – a jeśli nie, to sama zacznę działać, czerpiąc z bogatego doświadczenia poprzedniczek.

Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Rafała Wójcika.

Przeczytaj moje relacje z innych edycji Pin Up & Burlesque Party!

Pin Up & Burlesque Party Vol. 5
Pin Up & Burlesque Party Vol. 4
Pin Up & Burlesque Party Vol. 3

Noc debiutantek – burleskowa scena otwarta

Na Chłodnej inaczej niż zwykle. 17 marca odbyła się tam pierwsza (i miejmy nadzieję, że nie ostatnia) scena otwarta. Bardzo się ucieszyłam, gdy usłyszałam o tego typu imprezie, bo zawsze jest to okazja do zobaczenia czegoś nowego. Ucieszyłam się tym bardziej, gdy okazało się, że jest możliwość wzięcia w niej udziału w charakterze występującej 🙂 Co prawda w grupie i w choreografii tanecznej, a nie „pełnym numerze”, jak zwykłam je nazywać, ale była to świetna okazja, żeby zmierzyć się ze sceną i zobaczyć jak będę się tam czuć.

Burleskowa Scena Otwarta

Czułam się świetnie.

10 numerów, 17 występujących – muszę przyznać, że atmosfera w garderobie była gorąca 🙂 Ale nie tylko tam – na widowni zabrakło miejsc na krzesłach i ostatnie osoby miały honorowe miejsca siedzące na podłodze, przed pierwszym rzędem.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena OtwartaBurleskowa Scena Otwarta

Imprezę poprowadzili Betty Q i drag king Dieter Van Tease. Jako, że był to wieczór debiutów – oni również debiutowali w roli konferansjerów i ze swojego zadania wywiązali się świetnie.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena Otwarta

Razem z koleżankami-kursantkami ze szkoły tańca Oh Lala wystąpiłyśmy w układzie tanecznym Betty Q do piosenki „Candyman” Christiny Aguilery. Nasz występ był pierwszym tego wieczora, miałyśmy więc trudne zadanie rozgrzania publiczności. Mam jednak wrażenie, że wywiązałyśmy się zeń śpiewająco i tańcząco 🙂 Druga grupa kursantek zatańczyła układ do „Jukebox” Sugar Ray’s Flying Fortress.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena Otwarta

Byłam pod ogromnym wrażeniem wszystkich występów. Dziewczyny debiutujące w solowych numerach – Castia i Dirty Lilly – były zachwycające, pewne siebie i powalające seksapilem. Rosie Black wyróżniała się kolorystyką (jako jedna z nielicznych nie wpisała się w nieplanowany czarno-czerwony motyw imprezy) i rodzajem show – jej pokaz najbliższy stylem do klasycznej „klubowej” burleski. Pinknoir Lady zaprezentowała numer inspirowany flamenco.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena OtwartaBurleskowa Scena Otwarta

Majstersztykiem był karciany numer Red Juliette. Świetnie przemyślany, był odwołaniem do klasycznej burleski z początku wieku, w której była jakaś fabuła, trochę golizny, ale przede wszystkim dużo śmiechu. Był też cudowny tanecznie – po Juliette widać, że taniec trenuje od dawna.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena Otwarta

Śmiech (i to histeryczny) towarzyszył też występowi rodzynka wieczoru – El Gringo. Boylesque, burleska uprawiana przez mężczyzn, jest w Polsce praktycznie nieznana. Numer El Gringo, który przeistaczał się z wielkiego czarnego ślimaka w kolorowego motyla, był wspaniały – satyryczny, odważny i pełen niesamowitej energii, a wszystko do dźwięków „Poranku w górach” Griega!

Burleskowa Scena Otwarta

Kolejnym numerem o którym muszę napisać jest „Gabriel” w wykonaniu Juicy Jane. Był to dla mnie najlepszy numer wieczoru. Przy dźwiękach piosenki zespołu Lamb (która sama z siebie już wyciska łzy), odziana w półprzezroczysty materiał i otulona białymi skrzydłami wachlarzami, JJ przeistoczyła się w anioła. Sam numer nie był skomplikowany technicznie, nie było tu ani wymyślnego stroju, gorsetu, pończoch, ani trudnej choreografii. Był jednak przepiękny, przemyślany od początku do końca obrazek, w którym nagość nie była celem, a środkiem wyrazu.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena Otwarta

Ostatnim numer należał do Betty, która wystąpiła z „Fischikellą”, numerem który widziałam wiele razy i który zawsze jest dobry, nie trzeba go więc opisywać, tylko zobaczyć na własne oczy 🙂

Do dodatkowych atrakcji podczas imprezy należała loteria, w której można było wygrać nagrody zasponsorowane przez takie firmy jak Pussy Project, Greta Vintage Store, Oh Lala oraz Paris Smile. Ani ja ani moi znajomi nic nie wygrali, ale za to Luca robiła za losującą sierotkę Marysię.

Wzięcie udziału w tej imprezie było dla mnie wspaniałym doświadczeniem, nie tylko dlatego, że marzę o tym, żeby kiedyś występować. Miałam okazję zobaczyć jak wygląda przygotowywanie takiego show od strony technicznej – ustawianie świateł, robienie makijażu w toalecie, poprawki krawieckie kostiumu na 10 minut przed wyjściem na scenę…

Byłam głęboko wdzięczna, że nie musiałam zajmować się swoimi włosami! Za fryzury odpowiedzialne było zaprzyjaźnione Atelier Stalowe Magnolie. Mama Q z pomocą lokówki, lakieru i miliarda wsuwek dokonywała istnych cudów – i to w polowych warunkach. Uczesała aż 12 osób, a jak widać na zdjęciach, wszystkie fryzury były nie tylko przepiękne ale i trwałe! Przy moich grubych i ciężkich włosach to prawdziwe osiągnięcie, dlatego myślę, że wybiorę się tam w najbliższym czasie aby okiełznać swoją czuprynę i nadać jej retro sznyt.

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena Otwarta

Burleskowa Scena Otwarta

Zdjęcia: Kania Be

Klub Komediowy Chłodna

Betty Q & Crew

Juicy Jane

Castia

Red Juliette

Rosie Black

Atelier Urody Stalowe Magnolie

PS. Wiszę Wam jeszcze relację z poprzedniej imprezy na Chłodnej – przepięknego „Oh You Betty Things…”, oraz z Vintage & Fetish Show w Poznaniu – obie pojawią się jak tylko znajdę jakieś zdjęcia 🙂