RECENZJA: Panna Fisher i Krypta Łez

„Panna Fisher i krypta łez” to kinowa kontynuacja (i niejako zakończenie) serialu „Zagadki kryminalne panny Fisher”. Serial, czemu trudno się dziwić, jest bardzo popularny wśród fanów i fanek stylu retro. Phryne Fisher to niezależna, szykowna, niefrasobliwa kobieta-detektyw, która rozwiązuje zagadki kryminalne w ramach hobby. Po pięciu latach doczekaliśmy się wreszcie dalszego ciągu jej przygód. Wraz ze swoim nieodłącznym pistoletem o perłowej rękojeści i detektywem Jackiem Robinsonem natrafiają na kolejne morderstwo wymagające rozwiązania. A ponieważ jest to film, wszystko jest Większe. Akcja przenosi się w egzotyczne miejsca! Gagi są coraz bardziej karkołomne! Poznajemy nowych bohaterów!

Zamierzam omówić pewne elementy jego fabuły, więc jeśli nie chcecie spoilerów, to możecie wrócić do tej recenzji po jego obejrzeniu!

Siła fanów

Sam fakt powstania tego filmu, zwłaszcza po takim czasie od zakończenia serialu, jest niewątpliwie sukcesem. „Zagadki kryminalne panny Fisher” to wszak produkcja australijska, a nie hollywoodzka. Pewnie nie jest łatwo znaleźć producentów chcących sypnąć groszem na niszowy kostiumowy film przygodowy. Twórcy postanowili częściowo rozwiązać ten problem zwracając się z prośbą o wsparcie do fanów serialu, którzy niewątpliwie są bardzo zaangażowani. Film był więc w jakimś stopniu sfinansowany z kampanii crowdfundingowych na Kickstarterze i IndieGogo. Obie kampanie zebrały łącznie ponad półtora miliona australijskich dolarów!

Czy ten wysiłek się opłacił? Filmowe adaptacje seriali to trudny temat. Czasami są strzałem w dziesiątkę, czasami totalnym pudłem. Oglądając ten film trzeba sobie odpowiedzieć na jedno pytanie – czy ta historia sprawdza się w formacie wielkoekranowym?

No więc – nie do końca.

Starzy dobrzy znajomi

Długa przerwa chyba udzieliła się aktorom odtwarzającym główne role. Chwilę zajęło mi uwierzenie, że Essie Davis rzeczywiście jest Phryne Fisher, a nie tylko ćwiczy kwestie do kamery. Ogromnym rozczarowaniem był dla mnie kompletny brak zaangażowania Nathana Page’a. W większości scen zdaje się być półprzytomny. Nie wiem jakie były wskazówki reżysera, ale aktor zdaje się robić w filmie absolutne minimum, które pozwoli mu zgarnąć wynagrodzenie i zająć się czymś innym.

Wielbiciele serialowych postaci drugoplanowych, takich jak Dot, konstabl Hugh czy Bert i Cec również będą zawiedzeni. Poza Phryne, Jackiem i ciotką Prudence wszystkie inne osoby z serialu pojawiają się tylko w jednej scenie. Fabularnie ma to oczywiście sens – w historii, która skacze między Jerozolimą, Londynem i pustynią Negew, trudno byłoby uzasadnić obecność dwóch taksówkarzy czy konstabla policji. Jednak myślę, że te postacie też miały swoich fanów i ich brak daje się odczuć. Tak samo jak brak kontrastu między blichtrem codziennego życia Phryne, a robotniczą rzeczywistością jej wspólników w rozwiązywaniu zagadek.

O czym to miało być?

Sama historia filmowa jest… niestety raczej słaba. Scenariusz nie jest adaptacją żadnej z powieści, na których oparty jest serial. Deb Cox, scenarzystka, jest współtwórczynią serialu. Mamy jednak do czynienia z sytuacją podobną do przypadku D. Benioffa i D.B. Weissa, twórców serialowej „Gry o Tron”. Oni też dobrze sobie radzili póki mieli materiał bazowy, a ich praca sprowadzała się do adaptacji, a nie tworzenia własnej historii. W momencie, kiedy wyprzedzili akcję książek, różnicę w jakości opowiadanej fabuły odczuli chyba wszyscy.

Film „Panna Fisher i Krypta Łez” ma podobny problem. Fabuła ma problemy z rytmem, trudno zrozumieć motywacje, którymi kierują się kolejne postacie. W wielu scenach odniosłam wrażenie, że pewne rzeczy dzieją się, ponieważ tak sobie wymyślili twórcy, a nie dlatego, że w jakikolwiek sposób wynika to z opowiadanej historii . Pomyślałam sobie wręcz, że przed napisaniem scenariusza (albo obok niego) twórcy stworzyli listę rzeczy, które powinny się zadziać w filmie z Phryne Fisher (żeby było Bardziej). Phryne na motorze. Phryne pomagająca komuś w ucieczce z więzienia. Phryne chodząca po dachu jadącego z pełną prędkością pociągu. Phryne, która nadlatując śmigłowcem wbija się na własny pogrzeb. Ktoś wypisał taką listę, a potem starał się połączyć te kropki w coś przypominającego film.

Serial oczywiście też nie stronił od pewnych stereotypów fabularnych. Ale wiele rzeczy można mu było wybaczyc, bo aktorzy sprzedawali to z dużym wdziękiem. Tutaj wdzięku zabrakło, a widać fabułę szytą bardzo grubymi nićmi, podlaną słabymi efektami specjalnymi.

Co dobrego?

Jak można się domyśleć, wszystkie kostiumy, zwłaszcza te, które nosi panna Fisher, są absolutnie przepiękne. Może trochę niepraktyczne, biorąc pod uwagę miejsce akcji, ale nadal – przepiękne. Mam jednak rosnące wątpliwości co do ich poprawności historycznej. Wydaje mi się, że nawet najbardziej progresywne osoby nie nosiły tak przejrzystych tkanin jak niektóre z tych wykorzystywanych w filmie. Chętnie usłyszałabym opinię kogoś specjalizującego się w modzie historycznej.

Sama historia mimo iż słabo opowiedziana, jest w sumie dobra. Jedną z mocnych stron „Zagadek kryminalnych…” i, jak przypuszczam, ważnym powodem popularności serialu była jego progresywność. Przekładała się ona nie tylko na postać panny Fisher, która jest kobietą w sile wieku, która swoje przeżyła, ale nadal cieszy się życiem, niezależnością, seksualnością i wolnością. Owa progresywność miala też swoje odzwierciedlenie w opowiadanych historiach, które również były o kobietach. Są poruszane tematy związane z aborcją, antykoncepcją, seksizmem. Film kontynuuje tę tradycję, opierając główną zagadkę kryminalną (har har) na masakrze beduińskiej wioski zamieszkałej głównie przez kobiety i traumie, jaką w związku z tym przeżywa jedyna dziewczyna, która ją przeżyła. Mamy tu wątek relacji matki z córką, a nawet jakiś komentarz na temat brytyjskiego imperializmu. To rzadkość w gatunku, który z definicji dążą do bycia łatwym, lekkim i przyjemnym. Dlatego cenię sobie i chwalę to, co na pochwałę zasługuje.

Ciąg dalszy nastąpi…?

W trakcie gdy trwała produkcja filmu, pojawiły się zapowiedzi, że będzie on pierwszą z trzech części. Patrząc na jego jakość i na dość ograniczoną kampanię marketingową, mam co do tego pomysłu pewne wątpliwości. Film był wyświetlany w kinach tylko w Australii i Nowej Zelandii, w Stanach Zjednoczonych tylko w wybranych miejscach. W USA dystrybucją zajmuje się Acorn TV, relatywnie niewielka firma streamingowa. Za dystrybucję w innych krajach odpowiada firma All3Media i można zauważyć, że nie włożyli oni wiele wysiłku w marketing. Wszak w Polsce można było film zobaczyć tylko od razu w telewizji i to na kanale dostępnym w kablówce.

W Polsce film można było obejrzeć na kanale AleKino+. Obecnie jest dostępny do obejrzenia w serwisie Player.pl. „Panna Fisher i krypta łez” to pozycja przede wszystkim rekomendowana dla fanów serialu. Na pewno umila mi ona oczekiwanie na to, aż gdzieś zostanie wreszcie udostępniony spin-off „Nowoczesne kryminalne zagadki panny Fisher” (Ms Fisher’s Modern Murder Mysteries). Bohaterką tego spin-offu jest siostrzenica Phryne, Peregrine Fisher, a akcja dzieje się w latach 60.

Obejrzeliście już film „Panna Fisher i Krypta Łez”? Co o nim sądzicie? A może macie swoje ulubione filmowe adaptacje seriali (najlepiej w estetyce retro)? Czekam na Wasze rekomendacje!

RECENZJA FILMU – „Judy”

„Judy” to film biograficzny nakręcony z okazji 50. rocznicy śmierci Judy Garland. Jest to też książkowy przykład Oscar-bait, filmu który jest przemyślany tak, aby przyciągnąć jak najwięcej nominacji do prestiżowej statuetki. Utalentowana aktorka, która zmienia swój wygląd i daje popis kunsztu naśladownictwa? Jest. Tragiczna historia o tym, że trzeba poświęcić ważnbe w życiu rzeczy dla sztuki? Jest. Nominacja do nagrody Akademii Filmowej dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej była oczywistością. Myślę, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że Renée Zellweger dostanie drugiego w swojej karierze Oskara. Ale czy „Judy” to dobry film?

Ogólnie – raczej tak. Chociaż mam oczywiście pewne zastrzeżenia 😉

Już w pierwszej scenie film stawia swoją tezę – wyraźnie, bez subtelności. Nastoletnia Judy przechadza się po planie filmowym „Czarnoksiężnika z krainy Oz” z Louisem B. Mayerem, któremu zwierza się, że czasem chciałaby być normalną dziewczynką. Ten odpowiada jej, że Judy ma dar, którego normalne dziewczynki nie posiadają. I ten dar ją wyróżnia, musi więc z niego skorzystać. Judy przytakuje, ale jej twarz wyraża wątpliwości. Od razu wiadomo, że główną osią filmu będzie ten właśnie konflikt i że ostatecznie nie zostanie on rozwiązany (bo w tego typu filmach nigdy nie bywa).

Chyba największym problemem tego filmu jest to, że jeśli ktoś nie wie dlaczego właściwie Judy Garland była jedną z najważniejszych artystek rozrywkowych XX wieku, to z tego filmu się tego nie dowie. Fabuła nie przybliża szczegółów kariery zawodowej Judy, poza jej występem w „Czarnoksiężniku z krainy Oz”. Film oczekuje od widza albo ogólnej znajomości życiorysu Judy, albo bardzo dużej uwagi, bo ważne aspekty jej życia (cztery małżeństwa, uzależnienie od alkoholu i różnego rodzaju leków, powody niekończących się problemów finansowych Judy) są jedynie nakreślone lub skwitowane pojedynczymi zdaniami.

Trudno nie dostrzec pewnych podobieństw pomiędzy historią Judy a historiami młodziutkich gwiazd Disneya, które w życiu dorosłym mają szereg problemów wywołanych ograniczeniami narzucanymi im przez studio. Pojedyncze sceny wskazują na ogrom wpływu, jaki studio MGM miało na to jak młoda Judy wyglądała, co jadła, ile ważyła, z kim się spotykała. W wieku dorosłym skutkuje to u niej uzależnieniem od alkoholu i leków, oraz dojmującą potrzebą bycia kochaną, której nie zaspokaja ani uwielbienie publiczności ani pięć małżeństw.

Nie widzimy jednak największych sukcesów, ani największych problemów Judy. One są gdzieś w tle i wpływają na jej zachowanie, na podejmowane decyzje, na sposób w jaki odnosi się do ludzi w swoim życiu. Ale widz, który posiada wiedzy na temat tego, jak wyglądał jej życiorys, może nie mieć kontekstu i opacznie zrozumieć ten wycinek Judy, który widzimy na ekranie.

Moim ulubionym wątkiem w filmie, który jednak pojawia się dość przypadkowo i ostatecznie nigdzie nie prowadzi, jest historia pary mężczyzn, którzy przychodzą na każdy koncert Judy, która pewnego wieczoru się do nich wprasza. Nie spodziewałam się poruszenia wątku Judy jako ikony społeczności LGBT (a w latach 40. i 50., kiedy tzw. „czynności homoseksualne” były zakazane prawnie, a społeczności gejowskie porozumiewały się często slangiem, aby nie być zrozumianymi przez heteronormatywną większość, gejów określało się m. in. mianem „przyjaciół Dorotki [z krainy Oz]”). Jest jedna naprawę wzruszająca scena, gdy Judy śpiewa dla nich piosenkę, a jeden z nich płacze patrząc na jej zdjęcia wiszące na ścianie. Nie znamy szczegółów tego, czego musieli doświadczyć żyjąc w długoletnim związku z czasach, kiedy można było za to trafić do więzienia, ale widzimy jak wspólne uwielbienie idolki i inspiracja jej trudnym życiorysem były tym, co trzymało ich przy życiu.

Tym bardziej rozczarowała mnie późniejsza scena rozmowy z dyrektorem teatru, w której Judy zrzuca na nich winę za swoje zmęczenie i mówi o nich per „fruits” (słowo to było dość obraźliwym określeniem na gejów).

Być jak Judy Garland

Renée Zellweger jest naprawdę dobra jako Judy. Widać, że włożyła ogromną pracę w przestudiowanie i przyswojenie sobie manieryzmów Judy. Było kilka momentów w których zapominałam, że to Zellweger, a nie Garland widzę na ekranie. Po prawdzie – spory był w tym również wkład wizażystów, którzy zastosowali nie tylko makijaż, ale także sztuczny nos, zęby i soczewki kontaktowe aby upodobnić aktorkę do odtwarzanej postaci. Tym niemniej jestem przekonana, że znajdą się krytycy tego występu, mówiący o przerysowaniu, parodiowaniu gestykulacji. Być może nawet będą mieli trochę racji. Moim zdaniem Zellweger jest w tym tak szczera, że wierzę, że Judy rzeczywiście mogła sie tak zachowywać.

Jedynym zgrzytem jeśli chodzi o jej rolę jest dla mnie wykorzystanie jej własnego wokalu. Nigdy nie miałam Renée Zellweger za wielką wokalistkę, a jej rola w „Chicago” raczej mnie w tym przekonaniu utwierdziła. W „Judy” śpiewa zdecydowanie lepiej i mocniej, ale nadal, nie jest to wokal klasy Judy Garland. Judy, o czym warto pamiętać, nawet pod koniec życia, borykając się z uzależnieniami, nadal miała niesamowity głos.

Tym niemniej imponujący jest fakt, że ponoć wokale były w filmie nagrywane na żywo, tj. w trakcie kręcenia danych scen. Nie jest więc to lipsync do nagrania studyjnego, a zapis tego, jak scena rzeczywiście przebiegła. I mimo iż nie była to klasa wokalu Judy, to przyznam, uroniłam parę łez podczas takich piosenek jak „Come Rain or Come Shine” czy „Over The Rainbow”.

W filmie są też całkiem solidne role drugoplanowe, chociaż nikt nie wybija się znacząco. Warto tu wymienić przede wszystkim młodziutką Darci Shaw jako młodą Judy. Znany z serialu American Horror Story Finn Wittrock jako Mickey Deans, ostatni mąż Judy, robi co może, ale nie ma za wiele do grania. Podobnie Michael Gambon, Rufus Sewell i Jessie Buckley.

Opinie końcowe

„Judy” jest filmem dobrym, ale absolutnie nie wybitnym. Trochę za bardzo widać nastawienie twórców na konkretny efekt, ale kreacja aktorska Renée Zellweger jest naprawdę dobra. Dylemat – kariera czy „prawdziwe życie” jest dość banalnym schematem, w który niestety często wpisują się biografie wielkich artystów, ale determinacja Judy, która nie umie niczego innego poza byciem artystką sceniczną, a jednocześnie chce być dobrą matką i żoną, jest tu pokazana w sposób wiarygodny i w chwilami przejmujący.

Anglojęzycznym osobom polecam obejrzenie filmiku „The JUDY Companion” z kanału „Be Kind Rewind”. Jego autorka świetnie mówi o tym, czego w filmie brakuje. Osobiście zgadzam się z nią w 100%.

P.S. Oglądając „Judy” nie mogłam przestać myśleć o innym filmie poświęconym genialnej wokalistce w ostatnich dniach życia. Mam na myśli „Lady Day at Emerson’s Bar and Grill”, który polecam (można go obejrzeć na HBO GO). Oba filmy są ekranizacjami sztuk teatralnych i w obu przypadkach jest to wyczuwalne. W przypadku „Lady Day…” jest to oczywiście trudniejsze do uniknięcia. Akcja dzieje się podczas jednego koncertu Billie Holliday, podczas którego nawiązuje ona do trudów swojego życia. Twórcy filmu po prostu nakręcili występ niesamowitej Audry McDonald, stosując kilka różnych ujęć. Jest to dużo prostsze zadanie, ale nadal, pomiędzy filmami jest pewne podobieństwo.

15. Święto Niemego Kina | Pola Negri

15. Święto Niemego Kina w kinie IluzjonFilmoteka Narodowa organizuje już 15. edycję Święta Niemego Kina! To pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów czarno-białej kinematografii!

Co, gdzie, kiedy?

Festiwal odbędzie się w dniach 19–22 kwietnia w warszawskim kinie Iluzjon. Towarzyszyć mu będzie szereg wydarzeń dodatkowych w siedzibie FINA (Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny) przy ul. Wałbrzyskiej 3/5 w Warszawie. Klasyczne nieme filmy zostaną wyświetlone tak, jak to robiono w dawnych czasach, z akompaniamentem na żywo. Akompaniować za to będą tacy muzycy jak Włodek Pawlik, Jędrzej Łagodziński i Albert Karch, Spontaneous Chamber Music, Bye Bye Butterfly, Gaba Kulka, Drekoty, Resina i Miron Grzegorkiewicz, Pin Park
czy Sutari.

Podczas festiwalu pokazane zostaną takie klasyczne nieme filmy jak „Bestia” („The Polish Dancer”), „Nie chcę być mężczyzną” („Ich möchte kein Mann sein”), „Les Parisiennes” („Paryżanki”), „Danse des Ouled-Naïls”; „Danse du ventre”; „Danses Algeriennes” („Taniec plemienia Ouled-Naïls”, „Taniec brzucha”, „Tańce algierskie”), „Danses cosmopolites” („Tańce międzynarodowe”), „Hiszpańska tancerka” („Spanish Dancer”), „Dzika kotka” („Die Bergkatze”), „On with the dance” („Tańcząc”), „Szkoła Sztuk Pięknych”, „Niema z Portici” („Dumb Girl from Portici”) i bodaj najsłynniejsza „Puszka Pandory” („Pandora’s Box”) – a także wiele, wiele innych. Część z nich została sprowadzona specjalnie z okazji festiwalu, więc sporo z tych filmów będzie pokazywanych w Polsce po raz pierwszy!

Oprócz tego odbędzie się szereg wydarzeń towarzyszących, takich jak potańcówka w stylu retro we Foyer Kina Iluzjon z Warszawską Orkiestrą Sentymentalną, konferencja naukowa „Pola Negri – aktorka, ikona, legenda. W poszukiwaniu fenomenu gwiazdy” czy zwiedzanie Archiwum i Digitalizacji. Poli Negri poświęcona również będzie wystawa dostępna zarówno w Iluzjonie jak i budynku FINA. Kuratorami wystawy są Krystyna Zamysłowska i Piotr Kulesza z Muzeum Kinematografii. Co ważne, wstęp na wydarzenia towarzyszące jest bezpłatny (na niektóre wydarzenia obowiązują zapisy).

Osobiście nie mogę się już doczekać aby obejrzeć wszystkie te piękne filmy! A także żeby potupać nóżką w rytm dobrej muzyki, oraz posłuchać co ciekawego mają do powiedzenia znawcy starego kina!

Więcej szczegółów na temat Święta Niemego Kina znajdziecie na stronie internetowej http://www.swietoniemegokina.pl/. Do zobaczenia!

NOIRVEMBER Dzień 13 – Muzyka noir – Jill Tracy „Diabolical Streak”

NOIRVEMBER Day 13Hello lovelies! W tym poście z serii Noirvember wracamy do tematu muzyki! Jak zapewne pamiętacie, w moim poprzednim muzycznym poście napisałam, że dźwiękiem filmu noir jest jazz. Ale jaki byłby współczesny dźwięk filmu noir? Myślę, że muzyka Jill Tracy stanowi bardzo dobry przykład.

Współczesna kobieta-zagadka

Kim jest ta Jill Tracy? Możecie znać jej muzykę i nie zdawać sobie sprawy z tego, że to jej twórczość! Noirvember to idealna okazja, aby poznać jej muzykę, ponieważ stanowi ona połączenie namiętnego, nieskiego głosu, sugestywnego fortepianu i wspaniałego, mrocznego nastroju.

(ze strony Jill Tracy)

Jill Tracy is a San Francisco-based singer/pianist, storyteller, and “sonic archeologist” who has garnered multiple awards and a passionate following for her beautifully haunting, cinematic music, sophisticated lyrics, old-world glamour—and curious passion for strange tales.

Hailed a “femme fatale for the thinking man” by the San Francisco Chronicle, Jill Tracy was described by NPR’s All Things Considered as “utterly intriguing, transporting you into a magical world solely of her creation.” LA Weekly has deemed her “the cult darling of the Underworld.”

Her music has appeared on film and television, including Showtime’s Dexter, CBS hit Navy NCIS, and the motion picture Dr. Jekyll and Mr. Hyde.

„Diabolical Streak”, album, który szczególnie Wam polecam, to drugi album Jill Tracy. Myślę, że artyści burleski, kabaretu i tańca brzucha z pewnością rozpoznają jego piosenki, ponieważ są one w tych niszach bardzo popularne. Jill Tracy nagrała trzy inne albumy po „Diabolical Streak”. Jednym z nich był autorski soundtrack do klasycznego niemego filmu F. Murnau z 1922 roku „Nosferatu”, kolejny to „przypadkowy album świąteczny”. Według jej strony internetowej, Jill obecnie nagrywa nowy materiał. Mimo to trzeba przyznać, że żadne z jej nagrań nie osiągnęły popularności „Diabolical Streak”.

Proszę, posłuchajcie tych kilku moich ulubionych piosenek, chociaż gorąco polecam przesłuchanie całego albumu!

Podoba Wam się muzyka Jill Tracy? Czy macie swoich ulubionych artystów, których muzyka sprawia, że myślicie o filmie noir? Być może macie nawet specjalną playlistę na Noirvember? Jeśli tak, proszę udostępnijcie ją w komentarzach

NOIRVEMBER Dzień 12 – Recenzja filmowa – „Gilda”(1946)

NOIRVEMBER Day 12Czas na kolejny klasyczny film noir do obejrzenia podczas Noirvember! Dzisiaj filmem, który wam wszystkim polecam jest „Gilda”.

Gilda, czy wyglądasz przyzwoicie?

Podobnie jak „Sokół maltański” był filmem, który uczynił Humphrey’a Bogarta najsłynniejszym prywatnym detektywem filmów noir, „Gilda” sprawiła, że Rita Hayworth stała się jedną z najwspanialszych femmes fatales. Film dość świadomie odwołuje się do „Casablanki”, która ukazała się cztery lata wcześniej. Tytułowa bohaterka znajduje się osamotniona w Buenos Aires pod koniec drugiej wojny światowej, uwięziona między swoim sadystycznym mężem w średnim wieku, sympatyzującym z nazistami Ballinem Mundsonem (George Macready), a byłym kochankiem, okrutnym, amoralnym amerykańskim poszukiwaczem przygód, Johnnym Farrellem (Glenn Ford). Sama Gilda też nie jest święta. Ogólny fabuła filmu jest prawdopodobnie mroczniejsza niż zwykle w tamtych czasach. Istnieje nawet pewien homoerotyczny podtekst w relacji między Ballinem i Johnnym! Zakończenie może zaskoczyć niektórych widzów oglądających film po raz pierwszy, zwłaszcza tych, którzy zwykle znają „Gildę” z kultowych scen muzycznych lub ze sceny gdzie Gilda zarzuca włosami.

Mimo to, muszę powiedzieć, że ta scena to prawdopodobnie jedna z najbardziej pamiętnych wprowadzeń postaci w historii filmu.

„Gilda” jest godna uwagi nie tylko ze względu na swoją fabułę, ale może nawet bardziej ze względu na swój styl. Garderoba Hayworth jest godna pozazdroszczenia, inscenizacja numerów muzycznych jest fenomenalna, a zdjęcia po prostu przepiękne.

Tak jak w przypadku innych klasyków noir, o których pisałam wcześniej, nie jest zaskoczeniem, że „Gilda” została wybrana do zachowania w Narodowym Rejestrze Filmowym Stanów Zjednoczonych przez Bibliotekę Kongresu jako „ważna kulturowo, historycznie lub estetycznie”. Dlatego oczywistym jest, że powinniście zdecydowanie obejrzeć ten film jeśli jeszcze tego nie zrobiliście!

Ciekawostka: czy wiecie, że czarna suknia noszona przez Ritę Hayworth w scenie z piosenką  „Put The Blame on Mame” ma własną stronę na Wikipedii? I że była to jedna z inspiracji kryjących się za postacią Jessiki Rabbit z filmu „Kto wrobił królika Rogera”?

Jakie są Wasze ulubione klasyki noir? Czy macie swoje listy filmów do obejrzenia na Noirvember? Podzielcie się nimi w komentarzach!

NOIRVEMBER Dzień 11 – Plakaty filmów noir

Sztuka plakatu filmowego

Naprawdę zamierzam w tej serii postów z okazji Noirvember pisać o czymś więcej niż same filmy noir. Dlatego dzisiaj chcę spojrzeć na coś, o czym czasami, całkiem niesłusznie, zapominamy, kiedy myślimy o filmach – a są to plakaty filmowe.

Moja ojczyzna, Polska, jest znana w międzynarodowej społeczności filmowej z wyjątkowych, artystycznych plakatów filmowych. I naprawdę mam na myśli znana. Jak pisze BFI:

Established in 1947, the Polish School of Posters was a loose association of artists headed by Henryk Tomaszewski. Tomaszewski taught at Warsaw Fine Art Academy and encouraged his students to move away from posters created in western Europe, which he considered to be too commercial.

It was a bold undertaking but the breakthrough came at the 1948 International Poster Exhibition in Vienna (organised by Austrian graphic artist Victor Theodor Slama). Two thousand posters from 18 countries were exhibited, and Tomaszewski and Eryk Lipiński won 12 gold medals between them.

Dlatego w dzisiejszym poście z serii Noirvember chciałabym Wam pokazać niektóre z moich ulubionych polskich plakatów różnych filmów noir.

Noirvember Day 11 - Polish Film Noir Posters

„The Woman in the Window”

Noirvember Day 11 - Polish Film Noir Posters

„Sunset Boulevard”

Noirvember Day 11 - Polish Film Noir Posters

„Rififi”

Noirvember Day 11 - Polish Film Noir Posters

„Elevator to the Gallows”

Noirvember Day 11 - Polish Film Noir Posters

„Chinatown”

Noirvember Day 11 - Polish Film Noir Posters

„Mulholland Drive”

Czy zwracacie uwagę na plakaty filmowe? Czy może widzieliście już wcześniej niektóre z nich? A może macie jakieś ulubione plakaty, o których tu nie wspomniałem? Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Czy podoba Wam się ta seria postów z okazji Noirvember? Może macie jakieś konkretne tematy, o których chcielibyście, abym napisała? Napiszcie mi w komentarzach, przez e-mail lub na moim fanpejdżu!

NOIRVEMBER Dzień 10 – Filmy noir spoza USA

Noirvember Day 10Witajcie kochani! W dzisiejszym poście z serii Noirvember chcę napisać kilka słów o filmach noir, które powstały poza USA. Film noir na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo amerykańskim gatunkiem, ale w rzeczywistości jego twórcy czerpali inspirację z niemieckiego ekspresjonizmu i włoskiego neorealizmu. Co więcej, wielu klasycznych reżyserów filmowych noir (Robert Siodmak, Fritz Lang, Otto Preminger, Jules Dassin, Michael Curtiz) to w rzeczywistości europejscy imigranci.

Trzeci człowiek (1949)

Ten brytyjski film noir z 1949 roku został wyreżyserowany przez Carola Reeda, wg scenariusza napisanego przez Grahama Greene’a. Występują w nim Joseph Cotten, Valli (Alida Valli), Orson Welles i Trevor Howard. Akcja filmu rozgrywa się w Wiedniu po II wojnie światowej. Skupia się na Hollym Martinsie, Amerykaninowi, który dzięki swojemu przyjacielowi, Harry’emu Lime, dostaje pracę w Wiedniu. Kiedy Holly przybywa do Wiednia, otrzymuje wiadomość, że Lime nie żyje. Martins następnie spotyka się ze znajomymi Lime’a w celu zbadania podejrzanej, jego zdaniem, śmierci. W 1999 roku Brytyjski Instytut Filmowy uznał „Trzeciego człowieka” za najlepszy brytyjski film wszechczasów. To prawdziwy klasyk wart obejrzenia!

Interesujący fakt: tytułowy motyw muzyczny „The Third Man Theme” znalazł się na szczycie listy przebojów międzynarodowych w 1950 roku.

 

Obsession (1949) (Tytuł w USA: The Hidden Room)

Kolejny brytyjski film z 1949 roku, w reżyserii Edwarda Dmytryka, oparty jest na książce Aleca Coppela, który również napisał scenariusz do filmu. Film jest powolną, ale dość makabryczną opowieścią o zemście. Dr Clive Riordan, psychiatra, odkrywa, że jego żona, Storm (co za imię, prawda?) go zdradza. Szybko postanawia zabić kochanka swojej żony, amerykańskiego dyplomatę. „Obsession” został pokazany na Festiwalu Filmowym w Cannes w 1949 roku.

Strzelajcie do pianisty (1960) (francuski tytuł: Tirez sur le pianiste; brytyjski tytuł: Shoot the Pianist)

Zmarnowany pianista klasyczny, Charlie Kohler / Edouard Saroyan, sięga dna po samobójstwie żony – grając do kotleta w paryskim barze. Kelnerka, Lena, zakochuje się w Charliem, który, jak się okazuje, nie jest tym, za kogo się podaje. Kiedy jego bracia wpadają w kłopoty z gangsterami, Charlie nieumyślnie zostaje wciągnięty w prawdziwy chaos i zmuszony jest do powrotu do rodziny, od której kiedyś uciekł. Film jest dziwną mieszanką slapstickowej komedii i romantycznej tragedii. Mężczyzna przysięga, że jest uczciwy na duszę swojej matki, a kamera pokazuje mamusię która pada martwa w kuchni. Film jest również interesujący ze względu na mieszankę technik filmowania. Reżyser, François Truffaut, wykorzystuje wiele elementów francuskiego kina nowej fali: rozbudowane voice-overy, ujęcia pokazywane bez kolejności i nagłe przejścia w montażu. Film nawiązuje do stylu hollywódzkich filmów klasy B z lat 40., a także do Charliego Chaplina, braci Marx i „Obywatela Kane”.

Szpicel (1962)

Na początku filmu widz dostaje informację, że oryginalny tytuł odnosi się do stylu kapelusza lub policyjnego informatora. Oczywiście, film zapewnia obfitość obu. Jak to często bywa w filmach noir, „Le Doulos” opiera się na powieści Pierre Lesou. Scenarzysta i reżyser Jean-Pierre Melville łączy słowa Lesou z ciekawymi interpretacjami symboliki i stylu amerykańskiego noir. Quentin Tarantino wspominał scenariusz do „Le Doulos” jako jeden z jego ulubionych i powiedział, że miał on duży wpływ na jego debiutancki film „Reservoir Dogs”.

Windą na szafot (1958) (francuski tytuł: Ascenseur pour l’échafaud)

Ponieważ to francuscy krytycy filmowi nadali filmowi noir jego nazwę, nic dziwnego, że ta lista zawiera tak wiele francuskich tytułów. Nastrój amerykańskiego noir jest wyraźnie widoczny we francuskich filmach lat 50. i 60. XX wieku. Tutaj reżyser składa hołd filmowi noir i jednocześnie podważa jego strukturę. Jeśli chodzi o fabułę, bohaterami filmu jest zbrodnicza para, Florence i Julien. Planują zamordować męża Florence, ale ich plan szybko pada w gruzach, gdy Julien utyka w windzie. Film zawiera także niekonwencjonalny, eksperymentalny montaż i wspaniały, ponury, jazzowy soundtrack Milesa Davisa.

Widzieliśce któryś z tych filmów? A może macie swoje ulubione filmy noir spoza USA? Jeśli tak, napiszcie w komentarzach. Jeśli chcecie poznać więcej tytułów, sprawdźcie tę listę międzynarodowych filmów noir opublikowaną przez Flavorwire.

NOIRVEMBER Dzień 9 – Modowe sesje w stylu film noir

Noirvember Day 9Kolejny dzień, kolejny post z serii Noirvember! Pozwólcie, że zdradzę wam trochę, co was jeszcze czeka w tym miesiącu. Oprócz filmów, będę pisać o inspiracjach za filmami noir i inspiracjach czerpanych z filmów noir. Pisałam już trochę o dźwięku filmu noir, ale dziś chcę się skupić na wyglądzie filmu noir.

Damulka warta grzechu

Ponieważ film noir ma tak silny wizualny styl, związany z wyraźnymi emocjami, do dziś stanowi on inspirację dla projektantów mody, fotografów i innych artystów! Dlatego dziś chciałabym wam przedstawić listę inspirowanych filmem noir sesji zdjęciowych, o których już pisałam w przeszłości!

  1. Style Noir, Vogue Italia (2009)Noirvember Day 9 - Style Noir
  2. Thinking of a Glamorous Time, Vogue Italia (2012)
    Noirvember Day 9 - Thinking of a Glamorous Time
  3. Killers Kill, Dead Men Die, Vanity Fair (2007)
    Noirvember Day 9 - Killer Kill, Dead Men Die

Czy uważacie, że na tej liście brakuje jakiejś kultowej sesji zdjęciowej inspirowanej filmem noir? Podzielcie się swoimi ulubionymi w komentarzach!

NOIRVEMBER Dzień 8 – Czy jesteś w filmie noir?

noirvember

Zaczął się drugi tydzień Noirvember! Nie wierzę jak szybko minął ten czas! Ale nie bójcie się, mam na ten miesiąc zaplanowanych wiele rzeczy, więc wracajcie codziennie po nowe treści 🙂 🙂

Dzisiaj chciałabym, abyście zastanowili się bardzo mocno nad jedną rzeczą – czy w tym konkretnym momencie nie znajdujecie się przypadkiem w filmie noir? Jeśli nie macie pewności, poniżej znajdziecie wykres (niestety dostępny tylko po angielsku), który pomoże wam odpowiedzieć na to pytanie.

Illustrated by Brendan Ternus.

Ilustracja: Brendan Ternus.

Wykres ten został opublikowany na stronie College Humor w 2014 roku.

A tak przy okazji, obejrzeliście już jakieś filmy noir? Macie jakieś konkretne pomysły lub tematy, na które chcielibyście abym coś napisała? Podzielcie się nimi w komentarzach poniżej, lub na moim fanpejdżui!

NOIRVEMBER Dzień 7 – Recenzja filmowa – Sokół maltański (1941)

Noirvember Day 7Nie mogę przejść przez Noirvember i nie napisać o jednym z moich ulubionych filmów. Nie tylko filmów noir, ale filmów w ogóle. Więc uwaga!

Mężczyzna bez sumienia! Dama bez serca!

Trudno streścić fabułę „Sokoła maltańskiego”. Bohaterem filmu jest prywatny detektyw Sam Spade. Zostaje on wynajęty do prostej sprawy przez niejaką Miss Wonderly. Szybko jednak znajduje się w środku skomplikowanej intrygi, pełnej zdrady i morderstw popełnianych przez poszukiwaczy przygód, mających obsesję na punkcie legendarnej, cennej figurki.

Wydany w 1941 roku „Sokół maltański” nie był pierwszą adaptacją powieści Dashiella Hammetta. Powieść, która do dnia dzisiejszego jest klasycznym klasykiem, oryginalnie była publikowana w częściach w magazynie „Czarna maska” w 1929 roku. Charakterystyczny styl pisania Hammetta zainspirował wielu innych pisarzy powieści kryminalnych, takich jak Raymond Chandler, John Le Carré lub Sara Paretsky. Hammett był jednym z pierwszych, którzy wzięli „zbrodniczą” część powieści kryminalnych i umieścili ją na ulicach. Zniknęły zamknięte pomieszczenia, przedziały pociągu, salony bogatych ludzi rodem z opowieści Agathy Christie. Ze względu na popularność powieść szybko została zaadaptowana na film, wypuszczony w 1931 roku, który osiągnął umiarkowany sukces. Druga, bardziej komediowa adaptacja („Satan Met A Lady”, 1936) otrzymała nawet gorsze recenzje, pomimo tego, że zagrała w nim Bette Davies. Ale do trzech razy sztuka! Początkowo film z 1941 roku był planowany jako remake pierwszej adaptacji. Jednak wkrótce po wydaniu ta wersja stała się najpopularniejsza, dzięki doskonałej obsadzie i produkcji.

To kamień? Nie. Ludzkie marzenia.

„Sokół maltański” był filmem, który umieścił scenarzystę i reżysera Johna Hustona na mapie Hollywood. Film pokazał też talent Humphreya Bogarta i udowodnił, że może on odnieść sukces jako czołowy aktor. Chociaż jest to wyraźnie film Bogarta, obsada wspierająca jest również wspaniała. Mary Astor jest przekonująca jako niewinna, ale niebezpieczna Brigid O’Shaughnessy. Peter Lorre gra podejrzanego, zniewieściałego Joela Cairo. Inni – Sydney Greenstreet, Lee Patrick, Jerome Cowan, Gladys George – też są świetni. Doskonale przenieśli swoje powieściowe postacie na srebrny ekran. Po prawdzie, chemia między Bogartem, Lorre i Greenstreetem była tak imponująca, że pojawili się razem w jeszcze dwóch filmach („Casablanca” i „Droga do Marsylii”).

Wpływ „Sokoła maltańskiego” na następne filmy jest niezaprzeczalny. Archetyp prywatnego detektywa został na zawsze zmieniony przez antybohaterskiego, cynicznego Sama Spade’a. Styl gry Bogarta stał się ikoniczny. Wizualna strona filmu powstała w wyniku połączenia przez Hustona elementów niemieckiego ekspresjonizmu z klasycznymi hollywoodzkimi technikami. Gra świateł i cieni świetnie pasuje do mrocznych wątków i podejrzanych postaci.

To, co naprawdę, naprawdę uwielbiam w tym filmie, to jego płynność. Nie ma niepotrzebnych ujęć, żadnych dodatkowych scen. Jest to tym bardziej imponujące, biorąc pod uwagę, że był to pierwszy pełnometrażowy film Hustona. Legenda głosi, że skrupulatnie przygotował się on do zdjęć, planując wszystkie sceny ze szkicami i instrukcjami dotyczącymi instalacji kamer. W rezultacie ostateczna wersja filmu zachowuje prawie wszystkie dialogi z oryginalnych ujęć. Oczywiście niektóre elementy oryginalnej powieści musiały zostać usunięte z powodu ograniczeń Kodeksu Hays. Niemniej jednak, nic w tym dziwnego, że podobnie jak „Podwójne ubezpieczenie”, Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych uznała ten film za „kulturowo, historycznie lub estetycznie znaczący” i dlatego wybrała go do zachowania w krajowym rejestrze filmów w 1989 roku.

Czy powinniście go zobaczyć?

Tak, tak, tysiąc razy tak! Ponieważ po raz pierwszy uczestniczę w Noirvember, wszystkie filmy, które polecam, są prawdziwymi klasykami, więc jeśli nie jesteście obeznani z filmem noir, bardzo polecam Wam obejrzeć te, o których będę pisać w tym miesiącu. I nie zapominajcie, że „Sokoła maltańskiego” można obejrzeć na Netflix!